Zamyślenia nad miłosierdziem. cz. 3.
W trakcie ostatnich dwóch rozważań – idąc za myślą księdza Józefa Tischnera – pochylaliśmy się nad zagadnieniami współczucia jako wymiaru „wczucia się w drugiego człowieka” (szczególnie w jego uczucia i sytuacje przesiąknięte swoistym ludzkim dramatem) oraz litości jako wstrząsu spowodowanego widokiem ludzkiej biedy (i pobudzając naszą wolę do konkretnego działania). Dzisiaj przychodzi nam rozważyć zagadnienie miłosierdzia w jego ludzkim rozumieniu.
Jako najlepsze z ewangelicznych przykładów miłosierdzia, podaje ks. Tischner dwie sceny: powrotu Syna Marnotrawnego i troski Miłosiernego Samarytanina. Miłosierdzie cytowany Autor rozważa jako swoistą odmianę miłości. Miłości specyficznej: która ma coś ze współczucia (bo pochylając się nad stanami uczuciowymi innych ludzi współ-uczestniczy w nich), ale nie jest nim w pełni (bo dotyczy tylko ludzkich bied i zranień, a nie radości i sukcesów: wszak nie jesteśmy miłosierni wobec czyjegoś powodzenia tylko nie-szczęścia).
Miłosierdzie ma też cechy litości (pochyla się nad tym, co dotyka, „ściska” serce), ale przewyższa ją znacznie (podczas gdy litość „widzi i słyszy” – miłosierdzie ponadto „wie i rozumie”).
I na koniec – w charakterystyczny dla swojego myślenia sposób – ks. Tischner podkreśla, iż miłosierdzie poza tym, że „widzi, słyszy, wie i rozumie” to jeszcze wierzy! Wierzy że da się pomóc, że będzie lepiej, że jest nadzieja, że szczęście i dobro nie jest niemożliwe!
[w oparciu o: ks. J. Tischner „Drogi i bezdroża miłosierdzia”, s. 13-23]